Translate

8 mar 2018

Maraton czy ja oszalałam?

Szaleństwo zaczęło się w grudniu 2017 a dokładnie w święta Bożego Narodzenia kiedy to przyjaciółka spytała kiedy Michał ma koncert we Wrocławiu. Szybka decyzja i bilety kupione, co prawda w rzędzie IX ale są, tym bardziej, że to była premierowa trasa Classica Tour czyli połączenie klasycznych dźwięków operowych z rockowymi aranżacjami. Choć miałam obawy, ponieważ na dzień następny czyli 5.02 miałam kupiony bilet na recital Michała w Kuźni Kulturalnej na Wilanowie i nie wiedziałam czy dam radę przetrwać maraton. Zaryzykuję!
Dzięki Michałowi (tak można powiedzieć) mogłam nareszcie odwiedzić przyjaciółkę i być u niej gościem od soboty do wtorkowego poranka. Pierwszy raz też trafiłam do miasta Świdnica.
Czas spędzony w domu koleżanki był pięknym czasem - było sympatycznie, miło i mimo moich obaw, że może zwierzaki mnie nie polubią było wręcz przeciwnie.
W poniedziałek wieczór, choć było wtedy dość mroźno wybrałyśmy się do wrocławskiego Capitolu na koncert. Dla mnie nie był to pierwszy koncert ale pierwszy z trasy Classica (następne dwa już zabukowałam na marzec - Łódź, Warszawa). Spektakl był zupełnie inny niż dotychczas. Całość rozpoczynała się wokalizą Marleny, śpiewaną zza sceny i dopiero później pojawi się Michał. Przez pierwszą część przy ograniczonym świetle śpiewa znane wcześniej utwory, niestety technika bywa złośliwa i przy "Byle być sobą" mikrofon odmawia współpracy. Osobiście czekam z utęsknieniem żeby usłyszeć na żywo "Don't poison your heart" - zachwyt, mistrzostwo wokalne. Na Torwarze w 2016 słyszałam duet z siostrą ale teraz "Bo życie takie jest" było sto razy doskonalsze. Wokalizy na koniec utworu wykonane na jednym oddechu górne rejestry - tak umieją nieliczni. Słowa nie są w stanie tego opisać.
Tutaj możecie zobaczyć tylko krótki fragment nagrania:

Trzy bisy i owacje na stojąco mówią chyba same za siebie i wyprzedane wszystkie bilety (był to drugi koncert z tej trasy).

Po koncercie kolejka do zdjęć i autografów a tam w pierwszej kolejności pchają się osoby mające po kilkanaście zdjęć - ale one "muszą bo inaczej się uduszą". Oczywiście przy moim szczęściu tuż przed nastał koniec i nie miałam okazji (która to już uciekła?) choć dnia następnego był jeszcze recital ale akurat Michał był chory i nie wyszedł tylko było zdjęcie grupowe gdzie znów te same osoby z przodu były a tyłu nie widać.

Kuźnia Kulturalna, Wilanów 5.02.
Z rana byłam jeszcze we Wrocławiu a najpierw w Świdnicy... Dotarłam do domu około 14 godziny, odpoczęłam, przebrałam i ruszyłam w kolejną podróż, tym razem do stolicy. Recital 20:30. Pierwszy raz miałam okazję być na recitalu, który wygląda nieco inaczej niż tradycyjny koncert m.in. brak wszystkich muzyków i instrumentów. Przy moim "szczęściu" byłam bombardowana telefonami, już miałam "czarne myśli" kiedy to okazało się, że chodzi o błahostkę.
Recital piękny choć nie do końca potrafiłam się skupić przez przerywniki.

I tak mogłam ponownie odwiedzić Wrocław przy okazji i inne miejsca.

2 komentarze:

  1. Najważniejsze, ze koncerty się udały

    OdpowiedzUsuń
  2. W Kuźni nie powinno być jedzenia podczas recitalu, bo nie raz chamstwo wyłaziło z ludzi i zamiast oklasków było słychać dźwięk przesuwanych talerzy i sztućców.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję i zapraszam do komentowania.