Od dawna chciałam zobaczyć i usłyszeć koncert w hołdzie muzyce Michaela Jacksona. Dopiero teraz się udało spełnić małe marzenie i mogłam uczestniczyć w tym niezwykłym wydarzeniu.
Bilety udało mi się kupić w promocji -20% z okazji Dnia Kobiet. Koncert miał odbyć się w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie.
Pojawiłam się przed Teatrem za wcześnie bo drzwi jeszcze były zamknięte (była 18:50). Po chwili oczekiwania weszłam. Przy okazji mogłam zobaczyć, że Grupa ATM coś kręci w budynku naprzeciw Romy.
Stojąc wewnątrz patrzyłam kto wchodzi i jedną z osób była Ona. Ona czyli osoba, którą poznałam w 2010 roku a która bardzo mnie skrzywdziła. Przeszła obok... Myślałam, że nie podejdzie (ja po tym wszystkim co przeszłam nie "rwałam" się już jako pierwsza). I chyba stał się cud Michaela, takie małe osobiste "Heal the world" - ona przemówiła, chciała mnie uściskać ja natomiast zachowując dystans tylko z nią rozmawiałam (resztę w dalszej części tekstu).
Jako jedyna miałyśmy stylizację "na Michaela" - Ona z DWT a ja militarną marynarkę, koszulkę z MJ i drobne gadżety typu bransoletka, obrączka czy wisiorek. Oprócz nas jeszcze mały chłopiec miał kapelusz i koszulkę z MJ.
Jako jedyna miałyśmy stylizację "na Michaela" - Ona z DWT a ja militarną marynarkę, koszulkę z MJ i drobne gadżety typu bransoletka, obrączka czy wisiorek. Oprócz nas jeszcze mały chłopiec miał kapelusz i koszulkę z MJ.
Bilety przed wejściem na salę skanował ten sam pan, który w miniony poniedziałek przed koncertem Michała to robił. (o tym koncercie także napiszę wkrótce)
Niestety obok mnie usiadła pani od której wyraźnie było czuć % i była bardzo rozbawiona. Obawiałam się, żeby tylko nie zaczęła gadać podczas koncertu.
Niestety obok mnie usiadła pani od której wyraźnie było czuć % i była bardzo rozbawiona. Obawiałam się, żeby tylko nie zaczęła gadać podczas koncertu.
Zaczęło się...
Na scenie był duży chór oraz trzyosobowy, orkiestra składająca się ze skrzypaczek, wiolonczelistki, gitarzystów, perkusisty, klawiszowca i inżyniera dźwięku.
Nim na scenie pojawiła się Anna Dąbrowska to zespół zaczął aranżować wstęp do koncertu. Ania Zaczęła śpiewać "Rock with you" i pomimo jednego małego uskoku zinterpretowała to całkiem dobrze, powiedziałabym, że lepiej niż Andrzej Piaseczny w "The Voice of Poland".
Następnym utworem był fragment "Stranger in Moscow" z wplecioną "You are not alone" w interpretacji Katarzyny Cerekwickiej. Muszę stwierdzić nie przesadzając, że Kasia ma świetny głos, dużo lepszy od Anny. Moja ulubiona piosenka YANA zabrzmiała pięknie a jeszcze z tym początkiem ze SIM.
Kolejnym numerem była "Liberian girl" i tu z całym szacunkiem do Piotra Cugowskiego, którego lubię - nie podołał, dziwnie ta piosenka brzmiała w tej interpretacji, nie miała głębi wyrazu wykonania oryginalnego. Czegoś tu mi zabrakło, coś nie pasowało. Melodyjność oryginału gdzieś zniknęła i miałam wrażenie, że słucham innej piosenki niż w rzeczywistości.
(przepraszam, że po kolei nie pamiętam setlisty, choć starałam się zapamiętać)
Zaskoczyła mnie natomiast interpretacji "Billie Jean" - oczywiście pozytywnie. Niestety nazwiska Pana śpiewającego nie usłyszałam, choć był przedstawiany kilka razy w ciągu całego koncertu.
Początek utworu zabrzmiał bardzo akustycznie - gitara i śpiew ale po tym wstępie zabrzmiały i inne instrumenty oraz można było usłyszeć ten słynny beat. Głos wykonawcy był spójny z piosenką, interpretacja nie była przekombinowana. Nie starał się też wokalista na siłę być Michaelem.*
"I just can stop lovin' you" - duet Kasi Cerekwickiej i Pana od BJ był najlepszym duetem tego koncertu. Oboje wykonali utwór bardzo dobrze oddając jego klimat.
"Earth song" - tego wykonu wolałabym nie komentować ale to zrobię. Kobieta siedząca w trzyosobowym (nazwiska nie pamiętam ale miała na imię Kasia) chórze tym razem miała solówkę z najtrudniejszą do interpretacji piosenką Michaela. Na początku było słychać dźwięki natury - głosy małp, słoni, poranka. Kasia z małego chórku zaczęła śpiewać - i nie wiem czy to kwestia interpretacji - na siłę jak Michael czy kwestia małych możliwości wokalnych bo słuchając tego było mi wstyd. Piosenka ta została zmasakrowana przez wykonawczynię, jedynie bronił się tutaj chór. Końcówka - kiedy to Michael śpiewa wysokim głosem brzmiała tutaj źle. Potwierdza się teraz, że tego numeru nie zaśpiewa nikt tak jak Michael i za niego nikt nie powinien się brać, jedynie może Michał Szpak by sobie poradził. Publice natomiast się podobało. A pani siedząca obok rzuciła do koleżanki tekstem "Lepiej jak Majkiel" na co ja z dezaprobatą powiedziałam naprawdę.
Tak dla przypomnienia wykonanie tej piosenki przez MJ z genialną końcówką. Koncert Royal in Brunei 1996 r.
Tak dla przypomnienia wykonanie tej piosenki przez MJ z genialną końcówką. Koncert Royal in Brunei 1996 r.
Duet męski "The girl is mine" w interpretacji Piotra Cugowskiego i wokalisty Riffertone Jarosława Krużołka wybrzmiał całkiem przyzwoicie.
"Man in the mirror" w interpretacji Macieja Starnawskiego po części był dobrym wykonem jednak wokalista za bardzo chciał głosowo być Michaelem., próbował śpiewać jego manierą.
"Love never felt so good" w wykonaniu Ani Dąbrowskiej i Oli Nowak ocenić mogę na 4 - bo były niedociągnięcia.
"Dirty Diana" - kto inny jak nie Piotr mógł ją zaśpiewać. Co prawda słyszałam lepsze jego interpretacje tego utworu niż podczas tego koncertu. Tutaj było kilka potknięć - z oddechem mimo tego całość brzmiała nieźle i zachowała swój rockowy charakter.
"Another part of my" zaczęła się w taki sposób, że początkowo można było nie domyślić się o jaki numer chodzi. Wykonanie było bez zarzutów śpiewała Kasia Cerekwicka.
"Thriller" - wstępem był odgłosy podobne jak w oryginale. Tutaj śpiewała Ania całość była nawet ok, gdyby nie to, że w kilku miejscach oddechowo było zawieszenie.
"Heal the world" w muzycznym wstępie orkiestry kilka osób z chóru zapaliło latarki. Szkoda, że nie pomyślano o zapaleniu całej ściany w światełkach jak to było na koncercie Michała. Natomiast tutaj pomogła publika - ludzie z widowni włączyli latarki w smartfonach.
"Blame it on the boogie" Przed tym numerem Kasia Cerekwicka zapraszała publiczność do wspólnej zabawy.
Bisy:
"Beat it" bis w wykonaniu Aleksandry Nowak ubranej w kurtkę jak z teledysku. Wokalistka poradziła sobie dobrze z piosenką, nawet zatańczyła fragment utworu. Publiczność natomiast stała i doskonale się bawiła.
"Black or white" - myślałam, że nie usłyszę tej ważnej piosenki ale jednak usłyszałam. Wokalistką była tutaj Kasia. W przeciwieństwie do "Earth song" poradziła sobie całkiem przyzwoicie, choć w części rapowanej poległa nie nadążając oddechowo.
"We are the world" na zakończenie tego spektaklu muzycznego. Na scenie pojawili się wszyscy wykonawcy i wspólnie zaśpiewali ten piękny utwór. Wszyscy brzmieli świetnie a ten wykon był pięknym zakończeniem całego koncertu.
Wracając jeszcze do tego co napisałam we wstępie o pewnej osobie nazwanej Ona.. Przy "We are the world" i "Heal the world" myślałam o tych wydarzeniach z przeszłości i to chyba magia Michaela sprawiła, że po koncercie kiedy zbierałam się do wyjścia powiedziałam do Ona "zacznijmy od początku, zapomnijmy o tym co było". To nie jest kolejna szansa ale próba, szans było wiele niewykorzystanych.
Peace&Love
lub jak mawiał Michael ... with L.O.V.E.
Wracając jeszcze do tego co napisałam we wstępie o pewnej osobie nazwanej Ona.. Przy "We are the world" i "Heal the world" myślałam o tych wydarzeniach z przeszłości i to chyba magia Michaela sprawiła, że po koncercie kiedy zbierałam się do wyjścia powiedziałam do Ona "zacznijmy od początku, zapomnijmy o tym co było". To nie jest kolejna szansa ale próba, szans było wiele niewykorzystanych.
Peace&Love
lub jak mawiał Michael ... with L.O.V.E.
* w trakcie pisania tekstu znalazłam dane o wokaliście zespół Riffertone
Szkoda, że koncert był w środku tygodnia bo nie każdy może się wyrwać z obowiązków. Ale z opisu wynika, że wszystko się udało i była dobra zabawa.
OdpowiedzUsuńKoncert był świetny, atmosfera też. Miło było patrzeć jak tłum ludzi bawi się do piosenek Mistrza.
UsuńTen tribute byl świetny
OdpowiedzUsuń