Jak co roku o tej porze w moim mieście jest lokalne święto związane z warzywami i owocami, i jak co roku robię zdjęcia wystaw.
Przez święto przeszłam jeszcze przed otwarciem, na kilka minut po godzinie 10 (otwarcie było o 11:30). Ruch był wtedy niewielki, swobodnie bez tłoku można było już kupić rośliny. Na oficjalnej paradzie i otwarciu nie byłam, w zasadzie to tylko raz w życiu w nim uczestniczyłam - wtedy kiedy sama szłam w pochodzie, czyli wieki temu, bo mając 6 lat. Byłam wtedy zielonym płotkiem, a to było za czasów przedszkolnych.
Na stoiskach poza wspomnianymi roślinami, zarówno cebulowymi jak i doniczkowymi, czy typowo ogrodowymi można było nabyć i inne rzeczy nie związane bezpośrednio z tematyką i nazwą imprezy. Były to m.in. koszulki ze znakiem "Polski walczącej", breloczki, rękodzieło czy starocie.
Wrażenia na mnie ta impreza już nie robi, może dlatego, że dawno przestałam być dzieckiem, nie zachwyca mnie, bo coraz mniej jest na niej stoisk tematycznych związanych z nazwą, a coraz więcej przypadku.